Jazda konno bez kasku jest skrajnie nieodpowiedzialna. Nie ma tutaj znaczenia, czy wybieramy się na rekreacyjną przejażdżkę, czy może zamierzamy pobawić się w parkour – kask musi być i kropka. Ten niewielki element naprawdę może uratować jeźdźcowi życie. Nie trzeba wiele, by spaść z konia i z całym impetem uderzyć głową w głaz – wiadomo, jak to się skończy. Wybór kasku dla jeźdźca nie powinien być kwestią przypadku i wyłącznie ceny. Podpowiadamy, jak się za to zabrać.
Wypożyczanie kasku jest w naszym kraju bardzo popularne, co trudno zrozumieć. Zwłaszcza „gustują” w tym rodzice, którzy zapisując dziecko do szkółki jeździeckiej z góry zakładają, że pociecha będzie korzystać z pożyczonego kasku.
Jest to zły pomysł, i to z kilku powodów:
Pierwsza zasada brzmi: kasku nigdy nie kupujemy na odległość, zanim go wcześniej nie przymierzymy. Ten element stroju jeźdźca musi być idealnie dopasowany, by z jednej strony gwarantował odpowiedni poziom ochrony, a z drugiej maksymalny komfort.
Przymierzając kask zwracamy uwagę, czy nie krępuje on ruchów szyi, czy po poprawnym zapięciu nie zsuwa się na oczy, czy nie jest zbyt ciężki. Warto pochodzić w nim po sklepie przez kilkanaście minut – jeśli w tym czasie głowa się spoci, to świadczy to o tym, że kask nie oferuje odpowiedniej wentylacji. W siodle będzie pod tym względem jeszcze gorzej.
Na pewno warto zwrócić uwagę na kwestie czysto praktyczne, czyli możliwość odpięcia wkładki (do prania) oraz materiał, z jakiego została wykonana wierzchnia część kasku – powinien być łatwy w czyszczeniu.
Cena? Dobry kask dla jeźdźca nie jest tani, bo modele ze średniej półki kosztują od około 250 złotych. Nie jest to jednak wydatek, który zwala z nóg. Zwłaszcza, jeśli weźmiemy pod uwagę, że mówimy o czymś, co może nam kiedyś uratować życie czy zdrowie.
Wniosek jest więc zupełnie oczywisty. Każdy jeździec, nawet uczące się dziecko, musi mieć własny kask, którego zadaniem jest ochrona głowy przed skutkami uderzenia. Często z pozoru niewinny upadek może mieć poważne reperkusje, dlatego oszczędzanie na kasku trudno nazwać inaczej, niż po prostu głupotą.